Daleki Wschód
Korea '78 - jedna z najbardziej romantycznych wycieczek
Pierwszym po latach krajem, który odwiedziłem w Azji był Wietnam! Ciągle byłem oczarowany tym kontynentem i propozycja „TURYSTY” wyjazdu na Daleki Wschód wydała mi się b. atrakcyjna! W lutym 1988 roku samolotem AEROFŁOTU z Moskwy przez Taszkent, nad rozlewiskiem Gangesu i Bramaputry przylecieliśmy do Hanoi. Już w samolocie dowiedziałem się jaki jest cel podróży większości uczestników wycieczki-owerloki, czterościeżkowe maszyny dziewiarskie! Był to jeszcze okres kiedy wyjeżdżający z Polski turyści wyznawali zasadę, jeśli nic nie sprzedam, jeśli tam nic nie kupię to nie będę miał pieniędzy na następną wycieczkę. Dla wszystkich w naszym kraju było to zupełnie normalne i nawet przeciętny obywatel wiedział „po co” jedzie się do danego państwa. U mnie znajomy złotnik zamówił trochę kamieni jubilerskich!
Do Hanoi przyjechalimy w okresie wietnamskiego święta Nowego Roku- TET, które obchodzone jest przez trzy dni! Co wieczór niezliczone tłumy ludzi wyległy na ulice, palono trociczki w świątyniach buddyjskich, wszędzie było mnóstwo pieszych i rowerzystów, wszędzie występy zespołów artystycznych, wszędzie wybuchy petard. A nad brzegiem Jez. „Zwróconego miecza” w centrum miasta zasiadały całe rodziny i spożywały tradycyjne potrawy Banh Chung ( ciasto kleiste ) i fasolę złocistą! Dla organizatorów wycieczki – głównych szefów turystyki w Hanoi była to okazja by zareklamować swoje miasto i kraj.
Mimo świątecznego nastroju i bogatej dekoracji w Hanoi, i poza tym miastem czuło się ogromne ubóstwo. Nigdzie wcześniej ( może poza Indiami ) nie widziałem takiej biedy.
Z Hanoi do Hajfongu i Ha Long jechaliśmy starym zdezelowanym autobusem. Wszędzie widać było ślady skończonej kilka lat temu wojny: ruiny domów, wraki wozów pancernych, czołgów, wypalone lasy, leje po bombach. Na rzekach brakowało mostów, więc korzystaliśmy z bardzo prymitywnych tratw!
Dzieci bawiący się w bajorze, wygłodzone psy, ludzie skromniutko ubrani, mieszkający w domkach z tektury, często nad brzegiem rzeki ( domy na palach ), a nawet w specjalnych łodziach ( dżdżonki ) to typowy obrazek z Wietnamu. Dla mnie była to niesłychana egzotyka, odchodzący świat...
Wietnam to niezwykle interesujący kraj, chyba najciekawszy w Azji Płd- Wsch. To wąziutki pas ziemi ciągnący się z północy na południe na przestrzeni blisko 2 tys. kilometrów. Są tu niemal wszystkie strefy klimatyczne i roślinne, wiele kultur, języków i narzeczy, dwie wielkie religie buddyzm i chrześcijaństwo, oraz bardzo ciekawa historia.
Z osobliwości przyrodniczych na szczególną uwagę zasługuje znajdująca się na liście UNESCO Zatoka Ha long ( Opadających Smoków). Jest jedno z największych osobliwości przyrodniczych Azji. Na obszarze 1,5 tys. km2 znajduje się prawie 2 tys. mniejszych i wiekszych wapiennych wysp o fantastycznych kształtach. W wielu z nich znajdują się ciekawe groty. Można tu spotkać lasy mangrowe i rafę koralową!
W ciągu 22 dni starym, mocno zniszczonym minibusem przejechaliśmy przez cały kraj. Kierowcy jechali raz wzdłuż, raz w poprzek jezdni by utrudnić nam robienie zdjęć. Niechętnie zatrzymywali się na trasie i z reguły pokazywali to co nas mniej interesowało. Zresztą obok przewodnika siedziało i słuchało tylko 3-4 osoby. Pozostali grali w karty i myśleli o overlokach!
Zatrzymaliśmy się w Da Nang, w cesarskiej stolicy Hue przypominającej Pekin, a następnie w Nha Trang. Tu największe wrażenie zrobiły na mnie domy na palach i dżdżonki nad piękną zatoką, oraz krewetki w miejscowej restauracji... Dla mnie sam wygląd krewetek, przypominających gąsienice odbiera mi ochotę do jedzenia, ale tu tak znakomicie je przyrządzono, podano ze znakomitym ryżem ( ryż wietnamski uchodzi za najlepszy na świecie ), że chyba niczego równie smacznego nie jadłem ani wcześniej, ani później!
Największą osobliwością w Da Lat, dawnej francuskiej miejscowości wypoczynkowej miały być lasy sosnowe i wodospady...
Troche zmęczeni, ale pełni wrażeń dotarliśmy do Sajgonu. Mniej tu zabytków niż w Hanoi czy Hue, miasto bardziej europejskie, b. nowoczesne i jakby inni ludzie? Rozmawiałem z nimi; wielu z nich doskonale władało j. francuskim i angielskim. Byli smutni, okropnie sfrustrowani, wzdychali do czasów „okupacji” amerykańskiej.
I ostatni etap peregrynacji po Wietnamie; odpoczynek w dawnym, amerykańskim kurorcie nad Pacyfikiem: Van Tau. Nad brzegiem skierowany w stronę Oceanu stoi ogromny pomnik Chrystusa, jest też kilkadziesiąt szałasów i domów z tektury, a na plaży ludzkie ekskrementa. Z braku urządzeń sanitarnych tu załatwiały się dzieci!
20 lat temu Wietnam przeszedł na gospodarkę rynkową i na pewno dziś inaczej wygląda ten kraj!
Władysław Grodecki